Ana szła z przodu i słuchała muzyki ze swojego MP3. Miała ich mnóstwo, więc nie martwiła się, że zabraknie. Szła tanecznym krokiem, mimo gałęzi, które musiała odsuwać z drogi. Raz po raz potykała się o korzenie, jednak nawet gdy upadała i podnosiła się, robiła to z gracją. Dwór, chociaż wydawał się być blisko, był oddalony od nas o kilka godzin drogi. Z każdym przebytym kilometrem wydawał się większy. Szliśmy szybko.
Między mną a Robinem panowała wcale nie niezręczna cisza. Każde z nas było pogrążone w swoich myślach. Ja wciąż bałam się, że tamto zwierze na nas wyskoczy i zaatakuje. Rozmyślałam, co w tej chwili robi moja rodzina. Czy szukają mnie? Czy bardzo się martwią? Głupie pytania. Na pewno mnie szukają i się martwią. Przecież to normalne. Zastanawiałam się, o czym myśli mój towarzysz. Z jego twarzy ciężko było odczytać emocje. Przypominała idealnie dopasowaną maskę, którą nie sposób ściągnąć. Udało mi się dostrzec, jego spojrzenie. Patrzył rozmarzonym wzrokiem na dziewczynę idącą przed nami. Z rozmyślań wyrwał mnie głos.- Uważaj- Rozejrzałam się wokoło, jednak mój wzrok nie natrafił na nic podejrzanego. Chłopak obok mnie szedł, jakby nic nie usłyszał. Stwierdziłam że mi się wydawało. Nagle Robin przystanął i mocno chwycił mnie za ramię. Zatrzymałam się i drugą ręką chciałam go odepchnąć. Nie zdarzyłam nic zrobić, bo już trzymał mój nadgarstek. -Co ty wyprawiasz? – Spytałam rozdrażniona. Co on wyrabia? Spojrzał mi w oczy, po czym wyszeptał mi do ucha: -A jak myślisz?- Jego glos był pełen groźby. Z milczącego, nawet miłego chłopaka zaczyna udawać jakiegoś porywacza. W duchu modliłam się, aby w tej gęstwinie znalazł się ktoś kto mi pomoże. – Jesteś kimś niezwykłym. Kimś, kogo większość takich jak ja boi się. Ale nie ja. Znam cię i wiem do czego jesteś zdolna. W przyszłości możesz okazać się ciężarem, więc już dziś zginiesz. – Chciałam krzyczeć. Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich dźwięk. – Krzyk ci nie pomoże. Tu nikogo nie ma. - Nagle zawył z bólu i poleciał kilka metrów w bok. Przez to puścił moje ręce, ale siła z którą poleciał sprawiła że upadłam i uderzyłam głową w pień drzewa. Pamiętam tylko lepką ciecz spływającą mi po policzku. Później ogarnęła mnie ciemność. Siedział przy stole na wygodnym krześle i ze skupieniem analizował Dziewczynę. Była wysoka. Proste, krucze włosy sięgały jej za ramiona. Fiołkowe oczy patrzyły na świat z bezradną wściekłością. To znak, że coś poszło nie tak. Zajrzał w jej myśli. Spojrzał na świat jej oczyma. Czarnowłosy chłopak trzymał ją za nadgarstki. Coś mówił. -Traian! Traian! – Z jej umysłu wyrwał go głos siostry. – Co się dzieje? Wiesz gdzie ona jest? -Tak. Przygotuj jej pokój. Przyjdę za kilka godzin. -Ale – zaczęła, jednak nie zdążyła dokończyć, ponieważ wybiegł prędko przez drzwi, w stronę przeznaczenia. Uratowania kogoś. To był jego cel. Jego misja. Uchronić Dziewczynę przed śmiercią i doprowadzić ją do szefa. Nawet nie znał jej imienia, jednak zaintrygowało go coś, co dostrzegł w jej umyśle. Coś, czego nie potrafił określić. |